Męska oś
Czy oś strzelecka to klub dla dżentelmenów?
Czy oś strzelecka to klub dla dżentelmenów?
Szkolenia strzeleckie dla kobiet? A właściwie komu to potrzebne….i dlaczego? To już kobiety nie mogą normalnie jak mężczyźni przyjść na strzelnicę i nauczyć się strzelać? To już jakieś specjalne techniki trzeba stosować? Wymagają innego podejścia? A może...na takim szkoleniu jest coś innego, niż na szkoleniu dla panów? A właściwie, to po co te kobiety w strzelectwie są potrzebne...w domu ich miejsce!
Częścią mojej roli instruktora, jest merytoryczne odpowiadanie nie tylko na rzeczowe pytania, ale i też na tego rodzaju betonowe przytyki. Od trzech lat obserwuję jak są traktowane kobiety na strzelnicy będąc klientem czy już później instruktorem. Sama również uczyłam się strzelectwa w męskim środowisku i na podstawie własnych doświadczeń, jestem pomysłodawcą szkoleń dla kobiet prowadzonych wyłącznie przez kobiety instruktorki. Zatem wzbijam się na wyżyny zbiorczej odpowiedzi ”komu to potrzebne i dlaczego”, bo zdaje mi się, że “coś tam” na ten temat wiem.
Panie mogłyby normalnie przyjść na strzelnicę i bardzo bym sobie i wszystkim Paniom tego życzyła, gdyby nie instruktorzy, którzy zapomnieli po co tam są.
Wścibskie oczy mierzące kobietę od góry do dołu; wyścigi instruktorów, który ma pokazać, gdzie jest muszka; żarciki za plecami, na które my, kobiety, staramy się nie zwracać uwagi; ocenianie, zwykle bardzo krytyczne, związane z płcią, poprawianie postawy strzeleckiej, dotykając kobietę markerem, tłumacząc, że jest to przyrząd antymolestujący... -To naprawdę nie są rzeczy, po które kobieta przychodzi na strzelnicę, ani po które chciałaby na nią wrócić.
Gdyby głupich tekstów było po prostu mniej, gdyby nie... Panowie instruktorzy! Instruktorzy, którzy przecież swoją wiedzą i doświadczeniem są tak daleko, że mi życia zabraknie, by ich doścignąć. Nigdy nie opowiem o historii każdej broni tak pięknie, jak oni to potrafią zrobić. Nie mam też w swoim życiorysie mrożących krew w żyłach historii z misji, wojny czy służby. Nie wyczyszczę broni tak, jak oni to profesjonalnie zrobią. Nie mam tyle siły co oni, by z każdej broni strzelić poprawnie. Zachodzę w głowę, dlaczego chwaląc się wieloma umiejętnościami nie potrafią ich w sposób właściwy po prostu przekazać drugiej osobie? Wieloletnie doświadczenie w wojsku, policji czy innych służbach, nawet mając doświadczenie szkoleniowe, okazuje się nie być tym, czego oczekuje klient, który przychodzi rekreacyjnie na strzelnicę. Często praca takiego pana instruktora na osi strzeleckiej jest pracą dodatkową na emeryturze i nic dziwnego, że pasji w tym już brakuje. A szkoda. Ja wiem, że umiejętności strzeleckie nie stoją na równi z umiejętnościami dydaktycznymi, tym bardziej jest mi szkoda tego potencjału, wiedzy i doświadczenia instruktorów, którego właściciele strzelnic nie chcą wykorzystać. Prędzej można usłyszeć “Na szkolenia instruktorów nie ma czasu”. No tak, jakby instruktorzy przejawiali wyższe kompetencje, to trzeba by było podnieść im stawkę, a i zagonić do umycia toalety byłoby już głupio. Ja rozumiem...
Jest mi szkoda straty tego bogatego doświadczenia, bo sama chciałam z niego czerpać. Wielu rzeczy chciałam się nauczyć, a najbardziej zapamiętałam tekst "strzelaj i spierdalaj" w stosunku do klienta. Jeżeli mi w sposób umiarkowany udało się korzystać z wiedzy innych instruktorów, kolegów po fachu, to co dopiero inne klientki... To nie miejsce, a ludzie mają wpływ na atmosferę i uwierzcie, jest nad czym pracować. Pozwolę sobie zacytować maila od Pani, która wspomina swój pierwszy pobyt na strzelnicy.
Instruktor był całkiem w porządku, ale czułam się tak, jakby tłumaczył mi jak dziecku, (instruktorzy - sami faceci, urządzili sobie wyścig do mnie, kto ma mnie obsługiwać), ale cała ta atmosfera, gapienie się na mnie jak na egzotyczne zwierzę, ocenianie, było na tyle traumatyczne, że uznałam, że sama nigdy nie pójdę na strzelnicę, bo czułam się tam jak miły dla oka dodatek.
Nie jest to jedyny sygnał jaki dostałam, że w tym podejściu do kobiet na strzelnicach nie jest do końca tak, jak należy. Doszło do tego, że polecamy sobie nawzajem konkretnych instruktorów, którzy rzeczywiście przekazują wiedzę i pobyt na strzelnicy nie będzie czasem straconym.
Tak. Panie wymagają innego podejścia. Po prostu normalnego, nie żołnierskiego. Nie stoję wymądrzając się nad nimi i nie robię im wykładu, tylko rozmawiam siedząc przy wspólnym stole. Nie przewiduję przerw, bo one same się pojawiają w dygresjach, spostrzeżeniach, które chcemy omówić, zdarza się zbiec z tematu głównego, bo chcemy zwyczajnie ze sobą porozmawiać i zaraz wracamy do strzeleckich zagadnień. Pokazuję swoją niewielką posturą, że też mogę zdobywać medale, co na pewno uzmysławia im, że sukces jest w zasięgu ich rąk. Atmosfera czasem jest tak miła, że szkolenie zamienia się w relaksujące spotkanie. Na pewno nie wymagam od panów instruktorów takiego samego schematu szkoleń. To są po prostu różnice w podejściu do drugiego człowieka. Ja preferuję ludzkie.
Gdy decydowałam się na zorganizowanie szkoleń dla kobiet nie sądziłam, że zapotrzebowanie ma szerszy zakres. Zgłaszają się do mnie osoby, które zaprzestały strzelania kilka lat temu z różnych powodów i chcą wrócić do sportu, ale też i panie, które chcą oswoić swój strach przed bronią, a nawet takie, które poszukują w tym sporcie spokoju. Oczekiwania są przeróżne. Wiele z pań podkreśla, że jak dowiedziały się, że prowadzi szkolenie kobieta, były bardziej pozytywnie do tego nastawione. Entuzjazm wrócił. One na strzelnicę też. Cały czas rozmyślam, jak stworzyć przyjazne warunki do rozwijania strzelectwa wśród kobiet. W mojej ofercie pojawiają się coraz to nowe szkolenia i nawet na typowo męskie z powodzeniem zbieram grupę kobiecą. Nie rozumiem dlaczego Panie, które nie interesują się militariami od dzieciństwa, nie mogłyby miło spędzić czasu na strzelnicy? Panie chcą się rozwijać, wystarczy im tylko nie przeszkadzać. To nie jest staroangielski klub dla dżentelmenów, który trzeba zasiekami bronić przed kobietami. To jest sport! Otwarty dla wszystkich. Chronić tego miejsca nie trzeba, ale otworzyć już by wypadało.
Tekst opublikowano w "Strzał - Magazyn o Broni" (NR 11-12/2018)
© 2017 Weronika Michałowicz