Kobiety pistolety

Czyli tym czym różni się strzelanie "kobiece" od "męskiego"?

Kobiety pistolety

Zadano mi ostatnio pytanie:

czym kobiece strzelanie różni się od męskiego?
W pierwszej chwili pomyślałam, że przecież naciskamy na spust i widzimy cel tak samo, a nawet gdy karabin jest koloru różowego trzeba go załadować, przeładować i rozładować w taki sam sposób, gdy użytkownikiem jest mężczyzna jak i kobieta, więc jak moje strzelanie może różnić się od strzelania kolegi obok?

Z pewnością strzelectwo to męski świat, gdzie prawie każdy czuje się silny, celny i nieomylny. Stwarza to całkiem napiętą atmosferę, gdzie czasem nie ma miejsca na moje kobiece, radosne usposobienie. Pytanie zaskoczyło mnie tym bardziej, że tych kobiet w strzelectwie jest dużo mniej i skalę porównawczą mam zaburzoną. Z punktu widzenia instruktorskiego szkoliłam wielu mężczyzn i tylko garstkę kobiet. Jednak zawsze miałam odczucie, że Panie chcą się nauczyć i wyróżnia je dużo większe skupienie na wykonaniu zadania. Mimo całkiem godnych predyspozycji strzeleckich, kobietom nie jest łatwo być takimi rodzynkami wzbudzającymi zainteresowanie. Z własnych obserwacji wiem, że od zachwytu do wyśmiania jest cienka granica, a mam odczucie, że kobiecy błąd jest wyśmiany jakby głośniej. Powiedzmy sobie szczerze... mężczyźni są w stanie wybaczyć sobie nawzajem więcej, a od kobiet, jak to w życiu, oczekują poziomu extreme.

Kobiety, które pojawiają się w kręgu strzeleckim muszą wykazać się pewną odpornością psychiczną na tą gęstą atmosferę (w tym celu proponuję skupić się wyłącznie na strzelaniu i odciąć się od komentarzy z zewnątrz, tutaj pomoże trening mentalny, ale to temat na inny felieton) oraz siłą fizyczną (nad czym można w sposób mądry pracować i wypracować). To, co różni kobiece strzelanie od męskiego to fakt, że my, kobiety, mamy po prostu mniej siły. Mam wrażenie, że mężczyzna rodzi się z pakietem kostno-mięśniowym, którego kobieta nigdy nie wyćwiczy. Długo opierałam się opinii, że w ogóle coś nas od siebie różni i właściwie dlaczego nie mogę być w tabeli wynikowej wraz z innymi mężczyznami? Z czasem jednak zrozumiałam, że aby móc właściwie się sklasyfikować, muszę znaleźć się w kategorii “Lady” i porównywać się do innych kobiet, bo inny wariant jest po prostu karkołomny. Dwa lata minęły, nim dojrzałam, że jestem kruszyną wśród gladiatorów i nie ma sensu z tym walczyć.

Skoro jest niewiele kobiet w strzelectwie pozwolę sobie opisać własne doświadczenia. To co ja dostałam od Matki Natury to niski wzrost i prawie same kości. Na nic zdały się próby przytycia i czasem zastanawiam się skąd we mnie tyle energii i wytrwałości. Zawsze miałam silne ręce, ale resztę muszę stale wzmacniać i najczęściej robię to w domu. Jako żona i matka mam swoje obowiązki i już coraz mniej uczęszczam na zajęcia zorganizowane dla strzelców dynamicznych, które zwykle są wieczorami. Bardzo żałuję, bo w grupie zwykle wykonam trening bardziej efektywnie, niż gdy ćwiczę sama. Trenując strzelectwo dynamiczne nie tylko potrzebna jest siła, ale też i zwinność. Szybkie zmiany kierunków, sprinty...tego nie wyćwiczysz na korytarzu, choć gdy syn pójdzie spać, zdarza mi się biegać z pistoletem jak wariatka pomiędzy pokojami, bo jak nie wtedy, to kiedy? Zdarza się, że czuję się jak Rocky, który tłucze kawał mięsa zamiast worek treningowy, ale tak to czasem wygląda, że treningi wykonuję półśrodkami pomiędzy domowymi obowiązkami. No właśnie… to co różni mnie od kolego strzelającego obok to to, że jestem matką i pewnie ojcowie powiedzą, że to niesprawiedliwe, ale to na mnie wszyscy krzywo patrzą, gdy zostawiam syna na dwa dni, żeby wziąć udział w zawodach. Wyrzuty sumienia zjadają i wieczorami zamiast na trening wolę już zostać w domu.

Zdaję sobię sprawę z kilku ograniczeń, którymi są obarczone kobiety w strzelectwie. Wiem też, że każda z nas jest inna i z innymi problemami się boryka. Dla przykładu moja waga ciała nie pozwala mi wychylić się zza przesłony ze strzelbą tak, aby po strzale nie przesunęło mnie w inny kąt toru. Co ja mogę z tym zrobić? Generalnie nic, walczę dalej. Już nie mówiąc o tym, że zdarzają się cele poza moim zasięgiem, bo tory w IPSC zwykle są projektowane przez mężczyzn, a mniejszych ode mnie mężczyzn w kręgu strzeleckim nie widziałam.

Jednak mimo tych anatomicznych różnic, nie wyróżniamy modyfikacji broni czy damskich i męskich postaw strzeleckich. Podstawowa różnica jest taka, że jest nam ciężej fizycznie przetrwać zawody, za to lżej psychicznie, bo kobiety wyróżnia upór, skupienie na osiągnięciu celu i odporność na stres. Czasem widzę w zachowaniu zawodników, że ważniejsza jest silna psychika, niż siła fizyczna zwłaszcza na długich, męczących zawodach. Myślę, że kobiety mają swoje zalety i nie należy koncentrować się nad tym, co je różni od mężczyzn. Strzelectwo powinno nas łączyć, stwarzać okazję do zdrowego współzawodnictwa. Sądzę, że moglibyśmy się wiele nauczyć od siebie nawzajem i gdyby kobiet było więcej w kręgu strzeleckim, można by było pokusić się o złagodzenie obyczajów i lżejszą atmosferę. Podobno jesteśmy w tym najlepsze!

Tekst opublikowano w "Strzał - Magazyn o Broni" (NR 5-6/2018)